Wieczna Walka
Wgalopował na wrzosowisko na Darinio. Ogier nie miał ani siodła ani ogłowia. Trzymał się jego grzywy.
Sam nie miał bluzki, tylko pochwę z mieczem na plecach.
Ogier zatoczył ostre koła w galopie, stanął dęba a potem zaczął wysoko brykać.
A teraz tak przyjeżdża Kei i w ciebie wjeżdża tak jak kiedyś...
Offline
Koń zarył kopytami w ziemię, a on poleciał nad jego szyję i wylądował przed nim.
Wybuchnął głośnym śmiechem, a Darinio parsknął i pogrzebał kopytem w ziemi.
Offline
Zacisnął powieki i palce na grzywie konia. Miał nadzieję że wiatr osuszy łzy.
W tym momencie Darinio zatrzymał się gwałtownie, zrzucając go z siebie.
Odbił się lewą ręką od drzewa i zniknął wśród wrzosów.
Offline
Jęknął i przetoczył się na plecy, trzymając za lewą ręka, która lekko posiniała.
-Darinio...-syknął i usiadł.
Koń podszedł do niego ze zwieszonym łbem.
Offline